Spis treści

10. W początkach XVIII wieku

Wiek osiemnasty źle się zaczął w starostwie oleckim. Najpierw miasto zniszczyły pożary, wkrótce potem wyludniła je epidemia dżumy. W Margrabowej ocalało jedynie 98 osób od zarazy, w całym starostwie – około tysiąca. W roku 1721 przybył tu w towarzystwie wysokich dostojników państwowych król pruski Fryderyk Wilhelm I zaniepokojony katastrofalnym stanem gospodarki i ogromnym ubytkiem ludności na Mazurach. 
Podczas dwudniowego pobytu w mieście, od 5 do 6 lipca, postanowiono m. in. zastosować podział gruntów rolnych na trzy części: pod oziminy, pod zboża jare oraz pozostawić trzecią część jako ugory. Jednocześnie ustalono, że przeprowadzone zostaną dokładne pomiary wszystkich gruntów i że należy wprowadzić nowocześniejsze i bardziej efektywne sposoby ich uprawy i nawożenia. Wkrótce też zebrała się w Olecku pod przewodnictwem inżyniera Bosa specjalna komisja, która przyjęła nową jednostkę miary długości i powierzchni, nazywaną odtąd – od miejsca urzędowania komisji – „miarą olecką”. Była ona stosowana w całej prowincji pruskiej w latach 1722-1750, a przy ustalaniu wielkości królewskich zagród chłopskich posługiwano się „włóką olecką” jeszcze w 1773 roku. Po wyjeździe świty królewskiej w mieście i starostwie pozostały codzienne zajęcia i kłopoty mieszkańców ziemi oleckiej. 


Przyjrzyjmy się im na podstawie zachowanych z tego czasu dokumentów. Przetrwały do naszych czasów rachunki Kamery Skarbowej z Margrabowej za rok 1727. Zawierają one informacje na temat dochodów i wydatków miasta oraz wiele nazwisk miejscowych mieszkańców. Dowiadujemy się z nich m. in., że bramy miejskie były w tym czasie wydzierżawiane: Mateusz Woywodo i Jerzy Weydekampf wzięli w arendę bramy zamykające ulice Wieliczkowską (dawną Bergstrasse, obecnie 1 Maja) i Szpitalną (dawną Poststrasse,  Nocznickiego) i płacili za nie 38 talarów; Michał Buchholz dzierżawił bramę kukowską (Kolejową) płacąc tylko 14 Rth i 30 gr.; za bramę sedranecką Paweł Wielgojan płacił 27, a za jaśkowską Daniel Niezgoda 25 talarów. Za tzw. Brachestube – budynek stojący zwykle poza murami miejskimi, w którym lokowano zakłady wymagające wysokiej temperatury – Jakub Mrotzek i Michał Scharfenort płacili 5 talarów i 30 groszy. Podatnicy na ogół nie są wymieniani z nazwiska. Znany jest niejaki Taureck, w innym miejscu wymieniony z żoną Dorotą i ośmiorgiem dzieci. Jego syn – Georg Ernst – został później burmistrzem i kierownikiem policji w Ełku. W tamtych latach Margrabowa liczyła 76 właścicieli ziemi (Hubner) i 218 właścicieli działek (”Platzner”). Pierwsi zamieszkiwali wokół rynku i płacili 45 groszy podatku, drudzy – przy bocznych uliczkach. Ich podatek wynosił 8 groszy. Proboszcz Albert zwolniony był od opłaty ze swoich 2 włók. Łąki miejskie dzierżawili w tym czasie Michał Krasiewski i Jan Dromondt. Pobierano od nich opłatę w wysokości: 2 talarów i 40 groszy oraz 1 talara i 80 groszy. Dromondt był burmistrzem. Urząd ten przejął od v. Dzingela. Mówiono, że dobrze wykonywał swoje obowiązki, ale był zbyt chciwy i pazerny. Michał Krasiewski był piwowarem; jego browar znajdował się przy rynku w Margrabowej. Warto dodać, że łąki miejskie przed nimi były wykorzystywane przez burmistrza, skarbnika i pisarza miejskiego, którzy nie uiszczali z tego tytułu żadnych opłat. Wśród mieszkańców miasta, otrzymujących wynagrodzenie z kasy miejskiej, znajdujemy burmistrza Tyskę. Pochodził on, tak jak i jego pierwsza żona Barańska, z Cichów. Po raz drugi ożenił się Eufrozyną Elżbietą Salomon. Znany był z tego, że kupował i sprzedawał swoje majątki, domy i ziemie, tak że krążyły na jego temat wśród ludzi legendy. W różnych okresach posiadał ziemię w Jelonku, Imionkach oraz domy i place przy rynku margrabowskim. Jako burmistrzowi ludzie zarzucali mu samowolne i despotyczne rządy; mieszczanie skarżyli się i wytykali mu różne nieprawidłowości. Jego pensja wynosiła 18 talarów. Chociaż zgromadził w swym życiu duży majątek, to zmarł jako człowiek ubogi. A oto inni pracownicy miejscy: skarbnik Prange, który też otrzymywał 18 talarów rocznie, oraz pisarz miejski L. W. Kreutner, którego wynagrodzenie wynosiło 45 talarów. Wynikało to stąd, że w ówczesnej strukturze władz lokalnych sprawował on także obowiązki sędziego i wykonywał całą pracę administracyjną, podczas gdy inni – obok sprawowanego urzędu – mieli jeszcze dodatkowe zatrudnienie. Po stronie wydatków znajdujemy jeszcze innych ludzi wykonujących pracę na rzecz miasta: kominiarza, policjanta konnego, pożarnika, strażnika lasów. 

Są tam ludzie zajmujący się utrzymywaniem czystości, konserwacją zegarów i innymi czynnościami, które dziś dla nas nie są już całkiem jasne (np. Querdel, Seegersteller itp). Opłacano także ze środków budżetu miejskiego nocnych stróżów – Hansa Funka i Rtmanna Boguta – oraz pastuchów miejskich: bydła, świń i koni. Na liście wydatków osobowych znajduje się także nazwisko kata – Lorentza Growerta. Nie należał on jednak do pracowników zatrudnionych, jakbyśmy dziś powiedzieli, „na etacie”, lecz wykonywał swą powinność dorywczo i nie był chyba w ogóle mieszkańcem Margrabowej. Rektor H. W. Zieliński i kantor Jan Martens otrzymywali razem 13 talarów i 30 groszy, z tym że kantorowi płacono dodatkowo 2 talary i 30 groszy za grę na organach kościelnych. Wielu miejscowych rzemieślników angażowanych było dorywczo do różnych usług i otrzymywali zapłatę za ściśle określoną pracę. I tak np. Łukasz Kozulla przyjął wynagrodzenie za zawiezienie malarza Kuhna do Ełku, gdzie miał pomalować słupy na rynku; murarz Marcin Golumbus – za remont izby w ratuszu; stolarz Jakub Petzel – za wykonanie i wstawienie okiennej ramy, a Albrecht Braun – za renowację ratuszowej studni. Preliminarz sporządził skarbnik Prange, a zatwierdzili 16 VI 1728 burmistrz M. Tyska, sędzia L. W. Kreutner i członkowie Rady Miejskiej. Na marginesie analizy dokumentu finansowego Kamery Wojenno-Skarbowej w Olecku należy wyjaśnić, że w roku 1721 zwiększono obciążenia, świadczone przez małe miasta, wprowadzając obok akcyzy także czopowe, które miało służyć nie tylko pokryciu długów kasy miejskiej, lecz stworzyć nowe źródło dochodów Kasy Wojennej, pełniącej funkcję ministerstwa skarbu. Na polecenie króla z 1723 roku wszystkie miasta miały dokładnie ustalić własne przychody i rozchody i budżet taki przesłać na dwór królewski. Powinno z niego wynikać, ile trzeba dołożyć do miejskich wydatków z opłat czopowego. Ciekawych informacji na temat działalności wywiadowczej na pograniczu prusko-polskim sprzed trzystu lat dostarcza inny dokument – korespondencja pomiędzy właścicielem majątku w Niedźwiedzkich i porucznikiem oddziału dragonów oleckich a ówczesnym zarządcą starostwa Andreasem von Lesgewangem. W jednym z raportów czytamy, że Jego Królewski Majestat polecił, ażeby porucznik Wierzbicki ze swymi dragonami patrolował granicę polsko-pruską, przechodząc też na stronę polską, i wszelkie wiadomości zasłyszane ze zwiadu przekazywał do generała majora von Arnima. Z innego pisma dowiadujemy się, że generał von Schlippenbach przygotuje własnoręcznie podpisany paszport dla Wierzbickiego, który, mając pewną osłonę, uda się w roku 1706 do Augustowa. Z korespondencji wynika, że rodzina Wierzbickiego pochodziła z Polski, a on sam mając 19 lat podziękował za służbę w Polsce i zaciągnął się do książęcego regimentu jako wachmistrz. Przyjął wyznanie ewangelickie i uczestniczył w różnych kampaniach wojennych, prowadzonych przez elektora pruskiego. Kiedy Fryderyk Wilhelm – późniejszy król pruski – zorganizował na przełomie XVII i XVIII wieku oddziały milicji krajowej, jeden z tych oddziałów powstał też w Olecku w sile 143 ludzi. W jego skład wchodziło 63 piechurów, 15 kawalerzystów i 65 dragonów. Wierzbicki był doskonałym kandydatem do zbierania informacji po stronie polskiej, gdyż miał tam wielu znajomych w wojsku polskim i litewskim w Warszawie i Grodnie. W roku 1703 generał von Arnim, dowódca wojskowy w Prusach, wysłał go w tym celu na dwa miesiące do Polski; w roku 1704 z rozkazu generała majora Du Veyne zbierał i przekazywał również informacje wojskowe, dostarczał je także generałowi von Schlippenbachowi w roku 1706.Za swoje zasługi i długoletnią pracę został porucznik oleckich dragonów nagrodzony przez króla pruskiego majątkiem w Niedźwiedzkich. I kiedy jego majątek spłonął w pożarze, Johann von Wiersbitzki w roku 1716 zwracał się do tego króla o wsparcie, powołując się na swoją czterdziestoletnią wierną służbę. Ten renegat polski i pruski szpieg dożył sędziwej starości. Nie zaszkodziła mu ani zaraza dżumy w 1710 roku, ani pożar majątku, który odziedziczył po nim syn Daniel i sprzedał go po pewnym czasie, nabywając inny w Lakielach w parafii Szarejki. 

Widoki znad Legi Ryszard Demby Olecko 2002

Następna strona

Spis treści Następna strona

Ustaw parametry drukarki. Wydrukuj tę stronę

J. Kunicki www.olecko.pl Ostatnia zmiana: 29 stycznia, 2004

Do początku strony